Zofia Rydet po latach

Kim była Zofia Rydet – odpowiedź po latach

Kim była Zofia Rydet? Niewątpliwie jedną z wielu fotografek, które przepadły. Jakąś dekadę temu, gdy media związane z fotografią były jeszcze zainteresowane fotografią, jej nazwisko raz czy drugi przemknęło przez ich łamy. Później zrobiło się o niej cicho.

Nie jest niczym zaskakującym, że amerykański fotograf będzie budził największe uznanie. Zasada, że jeśli jesteś znany w USA to jesteś znany na całym świecie…a bo ja wiem czy działa? Nie mam pojęcia. Wiem, że jeśli jesteś sławny w USA to jesteś sławny nad Wisłą. Natomiast jeśli jesteś polskim fotografem to musisz nazywać się Miller. Cała publicystyka skupia się bowiem na fotografach amerykańskich. Nawet nie zachodnich a amerykańskich, gdyż mało kto słyszał o jakimś Włochu, Francuzie, czy chociażby Niemcu. Dobra, był Newton ale on kariery w Niemczech nie zrobił.

Zapis socjologiczny

Różne są opinie co do genezy tytułu. Przypadkowy, zaplanowany, nobilitujący. Przymiotnik socjologiczny jako forma nobilitacji formy wypowiedzi fotograficznej. Fotografia, którą uprawiała Rydet, co też wielu rozmówców zauważa, miała już długą tradycję. Fotografowie od początku zainteresowani byli tematyką społeczną, bez mała socjologiczną choć o tym nie wiedzieli gdyż socjologia rozwijała się równolegle choć niezależnie od fotografii. Pytanie czy to nie deprecjonuje dorobku pani Zofii? Zdecydowanie nie. Trzeba też pamiętać, że Zapis, nie jest jedynym cyklem tej autorki, ale na pewno stał się najbardziej znanym. Do innych należy chociażby „Mały człowiek”, poświęcony dzieciństwu, jego złożoności, składający się ze zdjęć reporterskich, czasem wykonanych ukradkiem. „Świat uczuć i wyobraźni”, w skład którego wchodzi wiele fotomontaży, „Dokumentacje”, ale ja z przyczyn technicznych przyczepię się do Zapisu Socjologicznego.

Pytanie o tytuł przewija się przez wszystkie strony publikacji. No, może nie wszystkie ale często. Pani Zofia tego tytułu nie wymyśliła. Pojawił się niejako mimochodem i tak zostało. Na kolejnych kartach rozmówcy często zastanawiają się czy jest jest sens nazywać ten cykl właśnie socjologicznym. Dowodzą, że być może obecnie ma taką wartość, po wielu latach od swego powstania. Bardziej może antropologiczną? Cóż, już w chwili swego powstania miał wartość socjologiczną. Nauka ta nie sprowadza się bowiem do ankiet, statystyk. Socjologia jest dość specyficzną dziedziną, która nigdy do końca nie odcięła się od swych filozoficznych korzeni. Często dobra myśl jest tutaj więcej warta niż najlepsza ankieta. Socjologia to nie tylko analiza zjawisk, o których już wiemy że istnieją. To także „czynienie widocznym”. W tym kontekście nadany przez kogoś tytuł Zapis Socjologiczny, ma olbrzymi sens, bowiem dzięki pracom pani Rydet pewna grupa ludności stała się widoczna. Socjologiczny można też tłumaczyć jako uczestniczący, bliski, zaangażowany społecznie. Nawet jeśli podstawowym celem Rydet było zmierzenie się z własnym przemijaniem, niepodyktowana żadnymi racjonalnymi przesłankami, potrzebą sfotografowania tych ludzi, to nie ma żadnego powodu by teraz po latach odrzucać przymiotnik socjologiczny zawarty w tytule. Jest on jak najbardziej na miejscu. Traktowanie socjologii jedynie jako nauki, która korzysta z języka matematyki, narzędzi statystycznych trochę ją dewaluuje jeśli wręcz nie uwłacza. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że w wielkim zbiorze znaczeń jakie ma słowo socjologia nauka jest tylko jednym z nich. Jeśli zaś chcemy popaść w naukowość, uzasadnić tytuł przez pryzmat nauki to przypominam, że dobór próby może być arbitralny lub jak kto woli celowy, czyli nielosowy. Mniej więcej to Pani Zofia robiła.

Zdjęcia, które widzicie na zdjęciach poniżej pochodzą z www.zofiarydet.com i należą do dwóch cykli:
„Dokumentacje 1950-1978”;
„Zapis socjologiczny 1978-1990”
Naturalnie tak je wymieszałem, że nie wiem które jest które. Wszystkie natomiast wykonane zostały w Rabce – Zdroju.

 Zofia Rydet po latach

 Zofia Rydet po latach
na zdjęciu fot. Zofia Rydet, z serii „Dokumentacje 1950-1978”; źródło: www.zofiarydet.com

Po latach

Publikacja, która trafiła do mnie wprost z Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego, stara się przybliżyć czytelnikowi kim właściwie była polska fotografka. Nie jest to dzieło biograficzne. Autorzy nie próbują bowiem dotrzeć do wszelkich możliwych informacji z jej życia. Postawili na wywiady z osobami, które panią Rydet znały i poznały przedewszystkim jako artystkę.
Nie wszyscy należeli do grona jej bliskich przyjaciół, ale posiedli dość wiedzy na jej temat by się nią z czytelnikiem podzielić. Choć i felieton się znajdzie. Więcej, każdy ma swoje własne przemyślenia, uwagi, sugestie, przez co nie otrzymujemy jednoznacznej odpowiedzi. I tutaj mógłbym zakończyć tekst. Książka, która nie daje jednoznacznej odpowiedzi, pozwalając każdemu czytelnikowi na wyrobienie sobie własnego zdania, choć pewne elementy jej charakteru są potwierdzane przez kolejne osoby.

Dla fotografów będzie publikacja o tyle cenna, że pokazuje, iż na cykl zdjęć albo pojedyncze zdjęcie spojrzeć można pod wieloma kątami, z różnych perspektyw. Forma wywiadu dodatkowo wprowadza dialog, którego tak bardzo w świecie fotografii popularnej brakuje. Fotografowie zobaczą też, co to znaczy mówić czy pisać o fotografii, jak często trzeba wyjść poza fotografię nawet będąc fotografem by móc wypowiadać się o fotografii. Niewątpliwie będzie to kolejna cenna lekcja dla wielu fotografujących, skupionych tylko na technice i niczym więcej. Ten aspekt oczywiście jest omawiany, ale stanowi on element, a nie trzon dyskusji. Padają nawet pytania o model aparatu, obiektyw, bo te decyzje również mają znaczenie w powstawaniu zdjęcia. Typ aparatu wpływa na sposób robienia zdjęć, ale nie jest on jak już wspomniałem nadrzędny wobec tego, co jest fotografowane a równorzędny. Co nie znaczy, że nie bywa odwrotnie.

Zdjęcia Rydet budzą w oglądającym niepokój. Są niedoskonałe technicznie, wykonane czasem w jakiś niestaranny sposób, ale równocześnie nie udałoby się tego uzyskać amatorowi. Jest to specyficzna pozornie amatorska niedbałość doświadczonej fotografki. Nadrzędna zaś w jej twórczości jest treść, emocje, uzewnętrznienie a nie przesada dbałość o poprawność, techniczną, choć wątek ten odgrywa to dużą rolę w trakcie interpretacji, omawiania pracy artystki. Podobnie, co pewnie ucieszy wielu fanów sprzętu wybór aparatu fotograficznego. Wymiana „kominka” na lustrzankę miała wpływ na estetykę, sposób pracy a tym samym na cały cykl. Pewnie wiecie, że w świecie fotografii współistnieją różne nurty, które ze sobą konkurują a czasem zwalczają. Nie są to typowe zdjęcia reporterskie, ale też nie są to czyste zdjęcia dokumentalne. Właściwie możemy się tutaj na chwilę zatrzymać. Próba rozgraniczenia, rozdzielenia fotografii dokumentalnej i arystycznej, jest przeważnie trudna jeśli nie bezensowna. Często bowiem zdjęcia uznawane początkowo za dokumenty zyskują miano sztuki. Dopiero od niedawna chwytamy za aparaty z myślą o fotografii arystycznej. Wcześniek była po prostu fotografia. Idziemy dalej. Podstęp, którym namawiała swoje…obiekty do zapozowania budzi wątpliwości natury etycznej. Tyle tylko, że nic im nie dała ani nie zabrała. W przeciwieństwie do fotografów chociażby wojennych. Zastanawiałem się przez chwilę dlaczego wybrała taką właśnie formę. Zdarza Wam się tak, że nie sfotografowaliście czegoś albo kogoś, bo uznaliście że nie jest godny bycia obiektem zainteresowania fotografa a gdy ów ktoś odszedł albo coś bezpowrotnie przepadło żałowaliście, że jednak nie sięgnęliście po aparat? Chyba właśnie to kierowało Rydet. One nie mają żadnego konkretnego celu, nie powstał żaden sążnisty manifest autorki, w którym rozpisywałaby się o przemijaniu, humanize i czymś jeszcze. Ona po prostu fotografowała, co sprawia że jej praca wydaje nam się bezcelowa. Tymczasem to najczęściej nasza praca nie ma większego sensu. Jesteśmy przemysłowymi producentami obrazów bez sensu i celu, więc dorabiamy sobie jakieś ideologie, że chcemy w ten sposób zwrócić uwagę na ten czy inny problem społeczny, choć tak po prawdzie to wiszą nam wszelkie problemy społeczne. Pragniemy jedynie nadać jakąś celowość temu co robimy. Brak jakiejkolwiek oficjalnej interpretacji ze strony artystki, powoduje że sami nie potrafimy tych zdjęć odczytać a jeśli ktoś nam nie powie jak mamy myśleć, jak reagować to nie bardzo potrafimy, czujemy się zagubieni. Właśnie to stanowi o sile ich oddziaływania. Nie był to projekt, case, albo jakieś inne nowomodne słowo – wydmuszka stosowane celem zamaskowania niekompetencji autora a najczystszy wyraz wewnętrznej potrzeby, w którym autorka narzuca nam samą siebie, czego tak bardzo oczekujemy a czego tak bardzo nie lubimy.

Pamięć

Pozwoliłem sobie na małą grę. Otóż wykonałem kilka odbitek, które następnie pokazałem mieszkańcom Rabki. Z miejscem tym pani Zofia związana była przez całe swoje życie i często tam wracała, także by fotografować. Wielka szkoda, że archiwum zdjęć nie jest szerzej promowane, gdyż osobom które mieszkają w tamtych okolicach od lat, przysporzyłyby masę radości, także tym młodym. Fotografia związana jest jakby nie było z pamięcią, stanowi jej wspomożenie, pewną formę zastępstwa. Właściwie nasza pamięć działa jak fotografia. No dobra, prawie. Zdecydowanie jednak bliżej jej do fotografii niż filmu, jak kiedyś uważano. Częściej odnajdziemy jakieś migawkowe wspomnienia, niż ciągły zapis wydarzeń. Wracając jednak do oglądających, interesujące były ich reakcje. Jak wyglądało to, czy tamo, jak ten budynek wyglądał wcześniej? Czasem zapamiętany obraz danego miejsca w ogóle nie przystawał do tego co widzieli na fotografii, co też wprawiało ich w małe zdumienie. Choć trzeba przyznać, że był i taki pan który z zegarmistrzowską precyzją wskazywał kolejne miejsca.

 Zofia Rydet po latach
Odbitka bywa nieoceniona w pracy socjologa / fot. przedstawia odbitki zdjęć Zofii Rydet pobrane z www.zofiarydet.com

Dość ciekawym doświadczeniem była właśnie próba odnalezienia tych samych miejsc z pomocą kilku mieszkańców Rabki. Mamy tutaj barthesowską zabawę, stare ale już nowe. Jeszcze istnieje ale już przepadło, jeszcze takie ale już inne. Zabawa taka jest także ciekawym doświadczeniem dla fotografującego. Tutaj iks lat temu również był ktoś z aparatem i fotografował. Zdjęcie stanowi dowód jego tam obecności. Namacalny ślad. Równocześnie ciekawe są reakcje na zmiany, które na przestrzeni lat wydają się niezauważalne ale gdy porównamy bezpośrednio zdjęcia sprzed półwiecza to wówczas są uderzające, choć zdecydowanie bardziej dla osób, które z danym miejscem mają jakiś związek emocjonalny, niż dla obserwatora z zewnątrz. Choć niektóre nie zmieniły się ani o jotę. Dodatkowo mam pewną słabość do małych miejscowości.

Równie ciekawym zjawiskiem jest zapamiętywanie danego miejsca w określony sposób przez kilka osób. Konfrontacja tego zbiorowego wyobrażenia z zapisem fotograficznym może być zaskakująca. Na takie wspomnienie mogą składać wyobrażenia, wspólna historia, fragmenty rozmów, zacierająca się pamięć. Dodatkowo można posłuchać ciekawych historii. Zdjęcia działają często jak katalizator. Pomagają przypomnieć sobie jakieś wydarzenia, anegdoty związane z danym miejscem. Tym bardziej zatem widzimy tutaj socjologiczność, zdjęć tworzonych przez Rydet bez względu na to czy są częścią Zapisu czy też nie. Wykorzystywanie bowiem zdjęć stworzonych przez kogoś innego niż sam badacz stanowi jedno z narzędzi socjologii wizualnej.

Rabka Zdrój
na zdjęciu fot. Zofia Rydet, z serii „Dokumentacje 1950-1978”; źródło: www.zofiarydet.com

 Zofia Rydet po latach

Rabka Zdrój
fot. Zofia Rydet, z serii „Dokumentacje 1950-1978”; źródło: www.zofiarydet.com

 Zofia Rydet po latach

Zofia Rydet po latach
fot. Zofia Rydet, z serii „Dokumentacje 1950-1978”; źródło: www.zofiarydet.com
na zdjęciu fot. Zofia Rydet, z cyklu „Zapis socjologiczny 1978-1990”; źródło: www.zofiarydet.com
Zofia Rydet po latach
fot. Zofia Rydet, z serii „Dokumentacje 1950-1978”; źródło: www.zofiarydet.com

 

Zofia Rydet po latach
na zdjęciu fot. Zofia Rydet, z serii „Dokumentacje 1950-1978”; źródło: www.zofiarydet.com