Roland Barthes Światło Obrazu herbataiobiektyw, 25 maja, 201920 października, 2023 „Światło Obrazu” Rolanda Barthesa to jedna z najważniejszych książek poświęconych fotografii. Sam Barthes zaliczany jest do klasyków współczesnej humanistyki. Na jakimś etapie przygody z fotografią, każdy spotka się czyta z Sontag i Barthesem. Światło obrazu zdecydowanie jest bardzo subiektywną pozycją. Przyjrzyjmy się jej zatem z bliska. W jaki sposób może ona wpłynąć na myślenie fotografa o fotografii? Roland Barthes Barthes napisał „Światło Obrazu” z trzech powodów. Z jednej strony ewidentnie chciał wdać się w polemikę z Susan Sontag, która zadaje pytanie, czego można dowiedzieć się ze zdjęcia o zmarłym rodzicu. Pytanie to nie pada bezpośrednio w zbiorze felietonów, ale jest jednym z powodów ich napisania. Powstaje zatem niezwykłą sytuacje, w której Barthes postanawia odpowiedzieć na pytanie zadane przez amerykańską eseistkę. Z drugiej strony, chciał zaprezentować nieco odmienne podejście. Był bowiem semiotykiem, obszarem jego zainteresowania były znaki. Uważny czytelnik dostrzeże, że Sontag również porusza te kwestie, ale w sposób mniej pogłębiony. Ujęcie takie może okazać się bardzo pomocne, tworząc nową perspektywę interpretacji i krytyki fotografii. Trzeci powód to chęć poradzenia sobie ze śmiercią matki, co łączy się niejako z pierwszym powodem. Zaczął poszukiwania jej istoty, jestestwa, właśnie w fotografii. Znajduje je w zdjęciu sprzed czasów jego pamięci, czyli z jej dzieciństwa. Książka staje się przez to bardzo intymnym zapisem. Powinno paść zatem pytanie, co ta książka może mi dać jako fotografowi? Jeśli coś w ogóle. Dzięki jej lekturze otrzymacie nową perspektywę przy ocenianiu, interpretowaniu, poddawaniu krytyce prac które oglądaliście lub będzie oglądać. Bathers jest także jednym z twórców podejścia, iż bardzo dużo zależy od widza. Bez mała nie można przekazać czegoś poprzez zdjęcie, bowiem zbyt dużo zależy od oglądającego. Każda ocena jest dobra, każde zdanie jest dobre, bo wielu jest widzów. Warto zwrócić również uwagę na czas powstania. Rok 1980. Bathes pisze, iż fotografia nadal jest medium nowym, młodym, ciągle szukającym właściwego sobie miejsca. Jest to dla nas bardzo, bardzo ważne stwierdzenie gdyż często wydaje się nam, fotografom, iż operujemy narzędziem, medium od stuleci poważanym w świece sztuki, doskonale poznanym i omówionym. Nic bardziej mylnego. Przed nami jeszcze wiele pracy a tym samym wspaniałych możliwości. Chciałbym też zaznaczyć pewną rzecz. Książka Barthesa nie wpływa na aktualność czy jakość wywodów Sontag. Rozwija ona pewne kwestie z jej esejów, nadaje im nowy ton, tworzy nowy język opisu, ale tylko w obszarze swoich zainteresowań. Wycina on z obszernego wywodu pewien fragment. Obserwacje kulturowe, socjologiczne, pozostają w mocy, choć po tylu latach wymagają naturalnie odświeżenia. Tym samym nie mogę się zgodzić z Dariuszem Czają, piszącym dla „Dwutygodnika”. Owszem, rRefleksja na dany temat, nie jest nam dana raz na zawsze. Powinna być traktowana krytycznie, nie dogmatycznie, ale refleksje Barthes innymi są od tych Sontag. Wartościową informacja dla fanów Susan będzie zapewne jej bliska znajomość z Barthesem. W 1980 roku, czyli tym samym gdy wydaje on swoje „Światło Obrazu”, ona publikuje esej „Wspominając Barthesa”. Publikuje jako formę hołdu dla zmarłego przyjaciela. Studium i Punctum Bardzo dziwne pojęcia. Studium jest możliwe do odczytania przez pryzmat kultury równocześnie będąc treścią. Jest to ten element, którym fotograf może jeszcze kierować. Stanowi to jego wypowiedź kierowaną do widza. Zatem pewne elementy danego zdjęcia, będą powiedzmy bardziej uniwersalne. Jednak one nie wywołują emocji. Studium to treść. Tylko, że nie istnieje coś takiego jak treść obiektywna. Treść wymaga tzw. kompetencji kulturowych by zostać odczytaną. Weźmy ogród japoński. Jego konstrukcja może nie być jednoznacznie wskazująca na to czymże jest. Odczytanie symboliki, znaków, to kolejna trudność. Trochę inaczej a za razem podobnie jest z punctum. Pojęcie to odnosi się do bardzo subiektywnych zjawisk, charakterystycznych dla danej osoby. I tak uderzają Bathesa buciki zapinane na pasek. Nie stanowią istotnego elementu kompozycji. Właściwie są bez znaczenia. Jednak to one wywołują w nim jakieś silne emocje. Zatem puncutm nie jest uniwersalne, nie jest „mocnym punktem obrazu” w ujęciu powszechnym. Każdy z nas odnajdzie w obrazie własne punctum i może się okazać, że będzie to cukiernica, która nie jest w kontekście całości ani ważna, ani dobrze widoczna. Punctum to pogłębione Studium przez pryzmat jednostkowych emocji, doświadczenia, bytu. Ma to dla nas, fotografów pewne niebagatelne znaczenie. Okazać się może, iż cała nasza narracyjna praca na nic, gdyż widz dostrzeże coś…absurdalnego. I tak zachwycą go paseczki bucików. Nakłuwając go. Wiem, iż powinienem trochę pokorniej wypowiadać się o jednym z najważniejszych humanistów epoki, zwłaszcza biorąc na warsztat dzieło tak przepełnione smutkiem. Oraz być może niedoskonałość tłumaczenia, ale nie potrafię tego uczynić. Choć z drugiej strony właśnie jego intelekt może być powodem. Ciężko manipulować kimś, kto potrafi wszelkie zabiegi przejrzeć i odczytać wszystko. Równocześnie dziwne umysły mają tendencję do zwracania uwagi na dziwne detale. Podobnie dzieje się z Huxleyem, gdy poddany działaniu meskaliny zaczyna zachwycać się fałdami swych spodni. W dalszej części punctum zostanie zwiazane z czasem. Mówiące zdjęcia Zdjęcie nic nie mówi, ale też niczego nie ukrywa. Powtarzamy do znudzenia, że zdjęcie powinno mówić samo za siebie. Jest to banał, wyświechtana do granic przyzwoitości fraza, który nie znaczy absolutnie nic. Właściwie co to znaczy, że zdjęcie mówi samo za siebie? Mamy Studium i dwoiste Punctum, które zmienia się wraz z postępami w pracy nad książką. Nie potrafimy jednak ze zdjęcia niczego odczytać, zdjęcie nam nic nie mówi. Weźmy dowolne zdjęcie reporterskie. Możemy zobaczyć, iż to było, poczuć ukłucie emocji, odczytać pewien kontekst ale co właściwie widzimy? Nic. Zdjęcie absolutnie nic nam nie mówi. Nic konkretnego. Zdjęcie bardzo często wyraża więcej niż przysłowiowe tysiąc słów, ale słowa te związane są z emocjami, które stanowią temat niechętnie poruszany. Wolimy, przynajmniej oficjalnie, konkrety. Wstydzimy się uczuć i emocji. Fotografia odwołuje się właśnie do nich i nie mówi nic konkretnego. W gruncie rzeczy nawet Studium może zostać odczytane na przynajmniej dwa sposoby. Nawet najlepsze reporterskie zdjęcie, nie opowie nam kontekstu swojego powstania. Bez podpisu czasem nie wiemy co właściwie stało się na tym czy innym zdjęciu. Ale dobre zdjęcie, może od pierwszego spojrzenia budzić emocje. Właśnie myśl Barthes i Foucaulta, dała nam nurt, który zakłada że znaczenie obrazu tworzy się w kontekście odniesienia do innych symboli, wzorów kulturowych. Sam autor zaś nie ma nad tym żadnej kontroli. Sposób w jaki Barthes pisze o zdjęciach, w szczególności o Tym Zdjęciu matki z czasów jej dzieciństwa, niech będzie wskazówka na tę jednostkową więź ze zdjęciem. To było Fotografia prawie zawsze stanowi potwierdzenie, iż coś było. Nie ważne, czy zdjęcie jest modowe czy propagandowe. Rzecz, ludzi, których na nim widzimy w jakiś sposób byli. Nie wdaję się tutaj w rozważania na temat fotomontażu. Fotografia pozwala w mniemaniu Barthesa powiedzieć to było ale nie tak jak malarstwo, pośrednio. Dosłownie. Przyznaję szczerze, że nie rozumiem wywodu o szaleństwie, niwelowanym przez przeistaczanie fotografii w sztukę. Podoba mi się natomiast koncept iż wynalezienie fotografii splata się ze zmianą sposobu myślenia o Historii. Nie historii ale Historii właśnie. Rozumiem Barthesa w jego zachwycie nad dowodem przeszłości, nad oczami które widziały Napoleona. Rozumiem go, gdy mówi iż niedługo zdziwienie to, iż to było odejdzie. Spójrzcie jak zmienia się natura fotografii. Uchronić od przemijania, dać dowód przeszłości, zachować – to jest, przeminąć, migawkowość. Śmierć Istotne są rozważania Barthes’a o śmierci. Zauważa on, że fotografia sama jest śmiertelna, działa na nią czas. Fakt. Dawnymi czasy, odbitka umierała z czasem. Pożar, woda, światło które daje zdjęciu życie powoli je zabija. Dziś? Aby zniszczyć zdjęcie umieszczone w Sieci trzeba by nie lada wysiłku. Może ono zaginąć dla właściciela, ale nigdy nie wiesz gdzie jeszcze może się znajdować. Nawet przechowywane tylko „prywatnie”. Pojedyncza odbitka z pojedynczego pierwowzoru faktycznie jest wrażliwa, śmiertelna. Cóż, książki tego typu poddają się silnemu wpływowi technologii. W pewnym metaforycznym sensie możemy jednak zostać przy tym wytłumaczeniu. Jeszcze wiemy o co chodzi, ale nawet gdy przestaniemy, możemy to interpretować symbolicznie jak choćby usunięcie zdjęć z facebooka, tych których pamiętać nie chcemy. Drugi aspekt, bardziej aktualny to antropologiczna relacja zdjęcia ze śmiercią. Zdecydowanie bardziej aktualny. Przy czym nie chodzi tutaj o powszechne uwielbienie obrazów śmierci i cierpienia a zastąpienie roli pomnika fotografią, która również podlega śmierci. Choć pomniki mają do do siebie, że z woli tłumu mogą upaść a uzbrojona w młot ręka łatwo może je skruszyć. Jak zaś młot nie wystarczy od czego są huty i buldożery. Skoro Barthes przytacza taki przykład, dlaczego ten z buldożerem ma być zły? Potrzeba jednak woli tłumu. Relacji jeden do wielu. Możemy przyjąć, że chodzi o bardziej jednostkową, indywidualną relację. Ja i posiadana odbitka zamieniona w odpadek. Forma unieśmiertelnienia w wielości kopii i możliwość unicestwienia każdej z nich przez jednostkę. Relacja jeden do jeden. Jeden odbiorca, jedna odbitka. Jeszcze żywy, ale już martwy Osoba uwieczniona na zdjęciu musi umrzeć, ale jeśli już zmarła umrzeć musi po raz drugi. Pomija autor popularne zdjęcia post mortem mające utrwalić twarze właśnie zmarłych. Mimo to, ma pewną rację iż wraz z odejściem od religijnego jej ujęcia, musimy ją jakoś umiejscowić w kulturze. Fotografia, po tysiąckroć lepsza jest od malarstwa. Czas stanowi jeszcze jedną wersję Punctum, zdajemy sobie z niego sprawę że osoba na tym zdjęciu, zwłaszcza historycznym, jeszcze żyje ale musi umrzeć, już umarła. Wynalezienie fotografii jako odpowiedzi na derytualizację, zeświecczenie śmierci, śmierć dosłowna. Interesująca koncepcja, ale społecznoekonomiczna bardziej do mnie przemawia. Jest racjonalna. Powód powstania wynalazku to jedno a jego kulturowe i symboliczne zastosowanie to drugie. Musimy cały czas pamiętać, że w tej książce Barthes daje upust emocjom po śmierci i matki. Na podstawie kilku zdań można założyć, że jego zamiar napisania książki o fotografii był wcześniejszy niż to wydarzenie. W efekcie książka zmieniła swój charakter. Daje w niej Barthes wyraz nie tylko smutku, ale też tego że nie zawsze wierne zdjęcie jest wierne. Czasem w zdjęciu osoby, z czasów przed nami możemy odkryć to czego szukamy, a czego nie było widać na zdjęciach z epok późniejszych. Zdjęcie ma bardzo osobistą relację z odbiorcą. O ile portret, jednostkowy egzemplarz to relacja jeden do wielu, tak POSIADANIE własnego egzemplarza nadaje zdjęciu nowy wymiar. Zwłaszcza łatwość zniszczenia tegoż egzemplarza, stwarza nowy, intymny charakter tej relacji. Książka Barthesa to opowieść o intymnej relacji ze zdjęciem, tyle tylko że już nieaktualnej. Celem zdjęcia jest pokazywać ale nie uwieczniać. Musi ono przeminąć tak szybko, jak zostało zrobione. Dziś nikt nie chce już posiadać, nie chce zbierać fotografii a wraz z nimi świata. Światło Obrazu To, co zadziejmy w zdjęciu, zwłaszcza bliskiej osoby, to dwoiste Punctum, to kwestie nader indywidualne i intymne. Możemy sobie tylko wyobrażać co czuł Barthes pisząc kolejne zdania. Książka ta wydaje się być początkowo pisana z zupełnie innym zamierzeniem. Stąd jej dwutorowość. Może się wydawać, iż pierwotny wątek nagle się urywa i zostaje zastąpiony poszukiwaniem ukojenia. Początkowy zamysł nie zostaje zrealizowany, śmierć matki rzuca nowe światło na pamięć, śmierć i fotografię przez co autor podejmuje nowy temat, przeplata go z pierwotnym. Gdyby napisał ją 5 lat wcześniej, to kto wie czym mogła się stać? Druga ważna uwaga jest taka, że nie ma jednego sposobu patrzenia na fotografię. Gdzieś trafiłem, że Barthes wyparł Sontag ale są to zupełnie różne spojrzenia na fotografię. Sontag możemy umieścić bardziej po stronie nauk społecznych, antropologii czy socjologii natomiast Barthes prezentuje nam zupełnie inne spojrzenie choć nie jest konsekwentny. O ile przeszkadza mu społecznoekonomiczny powód stworzenia fotografii, czy fotografia jako rytuał rodzinny sam również zapuszcza się w podobne rejony poprzez antropologiczne sugestie łączące fotografię i śmierć. Nie musisz być fotografem aby zasiąść do lektury. Nie jest to książka dla fotografów. Wszak Fotografia, tak jak napisałem, tak jak pisał Barthes, wielką literą, to nie tylko czynne robienie zdjęć. Istotna jest również obecność zarówno samej Fotografii jak i zdjęć w kulturze. Patronite Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne Krytyka fotografii Książka Książka o fotografii Kultura Literatura O fotografii Przemyślenia BarthesKsiążkaksiążka o fotografiikulturao fotografiiprzemyśleniarecenzjaRoland Barthes