Selfie ciągle budzą wśród części Internautów silne, najczęściej niezdrowe, emocje. Już od dawna nic ich tak nie ucieszyło jak informacja, że selfie to choroba psychiczna.
Teoretycznie nie ma czegoś takiego jak niezdrowe czy złe emocje, przynajmniej według współczesnej psychologii. Ciężko jednak zgodzić się z tą tezą, patrząc na to, że prawdziwą radość, choć może nieco mieszającą się z nienawiścią, budzi informacja, że ludzie mogą być zaburzeni. Już od dawien dawna, żadna informacja w mediach fotograficznych, nie wywołała w komentarzach takiej orgii, jak ta o zakwalifikowaniu przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne robienia selfie jako choroby psychicznej. Nowa jednostka nazywać się się selfitis i to właściwie tyle. Nikt nawet nie zweryfikował tej informacji, chociażby w kontekście DSM-5, które jest amerykańskim odpowiednikiem ICD-10. Więcej, aktualizacje tego typu, nie odbywają się na zasadzie dopisywania nowych przypadłości o dziwnie brzmiących nazwach do istniejących już kategorii. W tym przypadku najadekwatniejsza byłaby chyba ta, związana z zachowaniem kompulsywno-obsesyjnym choć większość pismaków klasyfikowała je jako uzależnienie. Ażeby jednak zakwalifikować coś do grona zaburzeń, bowiem choroba jest przestarzałym terminem, musi wiązać się chociażby z cierpieniem własnym lub innych. Mówiąc prościej, takie kompulsywno-obsesyjne robienie sobie zdjęć, musi mieć znaczący wpływ na życie jednostki, więzi z bliskimi, codzienne funkcjonowanie.

Informacja okazała się być kłamstwem, że samo APA postanowiło zabrać głos, umieszczając na swojej stronie powyższy komunikat. Na przestrzeni ostatnich lat, próbowano łączyć selfie z najróżniejszymi przypadłościami, na przykład z narcystycznym zaburzeniem osobowości. Nie udało się jednak powiązać narcyzmu z robieniem sobie zdjęć. Informacje takie jak ta o selfities czy powiazaniu selfie z narcyzmem głęboko zakorzeniają się w zbiorowej świadomości. Zwłaszcza specyficznego typu ludzi, których cieszy cudze nieszczęście. Nie można bowiem powiedzieć, by z osobami, które cieszy, że koleżanka czy kolega z pracy jest osobą u której występuje zaburzenie psychiczne, wszystko było w porządku. Ciekawe, że nikomu nie przyszło do głowy, by zbadać zdrowie psychiczne osób parających się fotografią ale nie kierujących obiektywu na siebie. Leonardo da Vinci, Witkacy, Julian Fałat, Albrecht Dürer, Frida Kahlo, Cindy Sherman Pablo Picasso Rembrandt van Rijn tworzyli autoportrety, niekiedy wręcz hurtowo. Anne Brigman, miał zaś tendencję do fotografowania się nago.
W październiku zeszłego roku, pojawiła się publikacja, na którą wielu polskich publicystów powoływało się, gdy pisali o selfities. Już w pierwszych zdaniach, przeczytać można, że historia nowego zaburzenia sięga roku 2014 i jest zwykłym oszustwem. Natomiast artykuł Janarthanana Balakrishnana i Marka Griffithsa, służyć miał stworzeniu nowego testy czy tez skali psychometrycznej. Nijak nie dowodzi on istnienia nowego zaburzenia, jakich pełno już było w historii. Niestety, portale, które zdecydowały się o tym napisać, ponownie tworzą fake newsy, przyjmując owo badanie za dobrą monetę, niepodważalny dowód. To, że stworzono jakąś skalę pozwalającą ocenić, powiedzmy intensywność zaangażowania w robienie selfie i dostrzeżono pewne korelacje nie oznacza jeszcze, że odkryto nową jednostkę chorobową albo zaburzenie. Co to, to nie. Tekst jest dość długi, ale warto przeczytać, że jest to zaledwie wskazówka i na podstawie znanych już form uzależnienia autorzy próbują dać podwaliny pod dalsze badania a nie jednoznaczne, niepodważalne odpowiedzi, równoznaczne z odkryciem nowej, nieznanej choroby psychicznej lub zaburzenia.
Należy raz jeszcze zwrócić uwagę, że publicystom było za jedno, czy mowa o uzależnieniu, zachowaniu kompulsywno-obsesyjnym, chorobie czy zaburzeniu. Uzależnienia to w ogóle problematyczna rzecz, bowiem nie ma zgody czy ludzie uzależniają się od takich rzeczy jak gry czy media społecznościowe czy też jest to przejaw innych zaburzeń. Co jakiś czas media produkują informacje o nowych uzależnieniach, które okazują się być intensywną modą. Gdy w naszych kieszeniach masowo zaczęły pojawiać się komórki, wieszczono powstanie jakiejś formy uzależnienia, która ma objawiać się notorycznym odczuwaniem wibracji telefonu i słyszeniem dzwonka, który nie dzwoni. Pewnego dnia zniknęło ono jak sen złoty, bowiem nigdy nie udało się wykazać, by coś takiego istniało. Podobno, uzależnienie od gier komputerowych, ma się pojawić w ICD-11, ale nie ma pewności. Prace nad nową wersją trwają od 2013 roku i jak na razie nie zanosi się, by została wprowadzona w najbliższym czasie. Często też pewne zjawiska pojawiają się i znikają, choć media podchwytują je jako kolejne zaburzenia psychiczne. Swego czasu popularne było FOMO, Fear of missing out, ale nie jest to zaburzenie psychiczne tylko rodzaj niepokoju, które towarzyszy ludziom od bardzo dawna. W latach 80 XX wieku zaobserwowano, że istnieje dużo grupa nastolatków tak zatroskana o uczestnictwo we wszystkich aktywnościach rówieśników, że nie wystarcza im czasu na naukę. FOMO może dotyczyć wszystkiego, bowiem wokół nas dzieje się tak wiele, że nie sposób skonsumować wszystkiego co nas interesuje. Gry, filmy, literatura produkowane są masowo, przez co każdego czasem dopada strach, że nie nadąża, że coś mu umyka. Nie oznacza to, że są to osoby zaburzone czy też chore psychicznie.

Stygmatyzacja
Wielu podnieciło się informacją, że selfie stanie się zaburzeniem. Niestety, owacje na stojąco rozległy się głównie ze strony mężczyzn, którzy mogli radować się, że kobiety z dzióbkami na zdjęciach, są zaburzone. Wprawdzie trend ten odszedł do lamusa jakieś trzy lata temu i nikt już takich zdjęć nie robi, ale niektórzy zawieszają się w czasie. Jest to przykre ale znamiennie, zwłaszcza w wydaniu fotografów, którzy na ustach mają wzniosłe manifesty. Piewcy kobiecego ciała, twórcy jego studium, zorientowani na człowieka humaniści, cieszą z czyjegoś nieszczęścia. Sprawa ma jednak jeszcze inne podłoże, bowiem większość fotografujących używa aparatu fotograficznego, jako narzędzia kontroli, broni wycelowanej w drugą osobę. Metafora aparatu fotograficznego jako broni palnej przypisywana jest oczywiście Susan Sontag, jednak pierwszym, który się nią posłużył, był najprawdopodobniej Ernst Jünger. Mierząc w stronę drugiej osoby, można nakazać jej rozebranie się, uniesienie w górę rąk, nóg, przejęcie nad nią kontroli. Nie ma zaś dla wielu mężczyzn nic bardziej odrażającego, niż kobieta kontrolująca własną seksualność czy intymność. Właśnie zaś to, jest największym zarzutem wobec selfie, wykonywanym przez kobiety. Te wykonywane przez mężczyzn, zwłaszcza dobrze zbudowanych, są pochwałą pracowitości, siły charakteru i męskości. Wykonane przez kobiety, są przejawem próżności, moralnego upadku, ekshibicjonizmu, narcyzmu i nie wiadomo czego jeszcze. Nie ma natomiast nic złego w fakcie, że mężczyzna wykonuje sesje buduarowe, intymne, kobiece.
Sam termin, sesja kobieca, rozumiany jako sesja w koronkowych fatałaszkach jest przejawem kontroli, której nie potrafią oddać. Oto kobiety, bez ich wątpliwej pomocy, bowiem wielu nie jest nawet przyzwoitymi fotografami, zdobywa popularność czy potwierdzenie własnej atrakcyjności. Jest to zaś całkowicie nieakceptowalne. Dziwnym trafem selfie, stanowi sprzedaż intymności, zwłaszcza wykonane o poranku w pościeli, podczas gdy sesja zdjęciowa, nawet wyjątkowo tandetna, jest pochwałą kobiecego piękna. Nie dziwota zatem, że wiele kobiet woli zrobić sobie zdjęcie samodzielnie niż mieć do czynienia z fotografem tego typu.
Większość z nas chce się podobać i w ten czy inny sposób próbujemy zdobyć potwierdzenie własnej atrakcyjności. Mężczyźni, zwłaszcza związani ze światem fitness, przekuwają narcystyczne przeglądanie w lustrze w pochwałę ciężkiej pracy i bez wstydu prezentują światu nagie torsy. Możliwe też, że robimy selfie bo technologia nam to umożliwia. Zaistniała podobna sytuacja jak w przypadku samej fotografii. Autoportret nie został wymyślony wczoraj, co więcej, można dodać że selfie to nie akt jednostkowy a akt społeczny. Technologia wywarła wpływ na naszą kulturę i społeczeństwo. Robimy selfie bo tak i już. W pewien sposób częściowo wymaga od nas tego otocznie, z drugiej strony stało się to po prostu elementem codziennego życia w tym budowania naszej tożsamości. Chcemy być widziani. Mem również będzie dobrym określeniem dla tego zjawiska. Replikujący i modyfikujący się wzór kulturowy.
W tym samym czasie, kobiety stygmatyzowane są jako zaburzone. Tradycja oskarżeń o choroby psychiczne, zwłaszcza wobec niechcianych żon, ma w Europie długą tradycję. Równocześnie tego typu brednie, sprawiają, że prawdziwe zaburzenia, takie jak depresja, schizofrenia, zamieniają się w infantylne niedogodności, o których mówi się z uśmiechem na ustach. Zdrowie psychiczne ciągle jest tematem tabu, mężczyźni popełniają samobójstwa, dzieciaki nie mają wsparcia psychologicznego a banda pismaków radośnie obwieszcza światu, że robienie sobie selfie, jest oznaką nowe, groźnej choroby.
Lubisz robić sobie selfie? Uważaj, możesz cierpieć na groźną chorobę
nagłówek z Onet.pl
Selfie jako akt społeczny

Patronite Herbata i Obiektyw
Słuchajcie założyłem sobie konto na Patronite, żeby trochę usprawnić prace nad treściami na blogu. Odrobina czasu i nowych, często rzadkich książek zawsze się przyda. Mój profil znajdziecie pod linkiem Patronite Herbata i Obiektyw
You must be logged in to post a comment.