Czy istnieje fotografia socjologiczna? herbataiobiektyw, 24 maja, 2023 Z wytęsknieniem czekałem na moment, gdy ktoś postanowi odsprzedać mi tę niepozorną książeczkę. Są bowiem takie momenty, gdy książki masowo trafiają na rynek wtórny. Zamówiłem i przyszła pora zmierzyć oczekiwania z rzeczywistością. Czy istnieje fotografia socjologiczna? W książkach Alfreda Ligockiego można znaleźć wiele wartych przytoczenia i zapamiętania przemyśleń jak te w dziele pt. ”Czy istnieje fotografia socjologiczna” Józef Ligęza, Gazeta Wyborcza, 27 lipca 2015 Niewiele w Sieci poświęcono Alfredowi Ligockiemu miejsca. Podobno był wybitnym krytykiem sztuki, jej znawcą i świetnym publicystą. Do jego ważnych dzieł można zaliczyć właśnie „Czy istnieje fotografia socjologiczna?” oraz „Fotografia i sztuka„. Druga pozycja miała być jednym z najważniejszych polskich opracowań na temat fotografii artystycznej. Konkluzją niedługiego wywodu Ligockiego jest, iż fotografia socjologiczna nie istnieje. Może duch epoki, może bardzo skromne podejście teoretyczne do socjologii jako takiej, zaowocowały tym wnioskiem, ale ja się z nim nie do końca zgadzam. Właściwie to w ogóle się nie zgadzam, ale teraz muszę uzasadnić z czym i dlaczego. Ligocki podchodzi do socjologii tak samo jak podchodzi się do fizyki. Tezy, ich sprawdzalność, oryginalność, publikacja, to podejście jak najbardziej poprawne, lecz niepełne. Wychodzi on dodatkowo z założenia, dość dziwacznego, którego powiem szczerze, nie rozumiem. Być może analiza w czasie rzeczywistym pozwoli mi to rozgryźć. Otóż argumentuje on przeciwko użyciu aparatu fotograficznego jako narzędzia badawczego dla socjologii, w kontekście wspomnianych właściwości tez. Mówiąc inaczej, zastąpienia wszystkich metod i etapów badawczych, poczynając od pytań, fotografią. Szkopuł w tym, czy ktokolwiek postulował takie rozwiązanie? Otóż nigdy nie słyszałem i nie znalazłem żadnego potwierdzenia, by tak miało być. Autor również nie przytacza żadnego nazwiska, którego właściciel miałby takie pomysły. Najprawdopodobniej kogoś takiego nie było. Sam również odnotował, że socjologowie podchodzą sceptycznie do owej „fotografii socjologicznej”. Tutaj mamy już do czynienia ze zwykłym archaizmem. Pamiętajmy, że książka ta ukazała się w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Wówczas socjologia bardzo pragnęła zostać nauką ścisłą, być traktowana tak samo jak fizyka, którą z resztą początkowo być miała, fizyką społeczną. Wiele lat po tej publikacji, a bodaj będącej jednym ze źródeł w publikacji „Kim była Zofia Rydet – odpowiedź po latach”, toczy się podobna argumentacja. Nawet jeśli podstawowym celem Rydet było zmierzenie się z własnym przemijaniem, niepodyktowana żadnymi racjonalnymi przesłankami, potrzebą sfotografowania tych ludzi, to nie ma żadnego powodu by teraz po latach odrzucać przymiotnik socjologiczny zawarty w tytule. Jest on jak najbardziej na miejscu. Traktowanie socjologii jedynie jako nauki, która korzysta z języka matematyki, narzędzi statystycznych trochę ją dewaluuje jeśli wręcz nie uwłacza. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że w wielkim zbiorze znaczeń jakie ma słowo socjologia nauka jest tylko jednym z nich. Jeśli zaś chcemy popaść w naukowość, uzasadnić tytuł przez pryzmat nauki to przypominam, że dobór próby może być arbitralny lub jak kto woli celowy, czyli nielosowy. Mniej więcej to Pani Zofia robiła. Cytat pochodzi z tekstu poświęconego wspomnianej publikacji „Kim była Zofia Rydet – odpowiedź po latach” Zacznijmy od tego, że wcale nie o to chodzi. Socjologiczność do dziś nastręcz problemów, bowiem socjologia jako dziedzina nauki powinna posługiwać się właściwą metodologią. Jednak jest to tylko fragment zagadnienia. Pisze również, że spośród wszystkich narzędzi jakimi są między innymi „wykresy, statystyki, mapy i testy”, fotografia zajmuje zaszczytne miejsce. Cóż, daleki jestem od poparcia tego stwierdzenia. Mapy to nie narzędzia a źródła, podobnie jak źródłem mogą być statystyki. Ligocki nie wydaje się szczególnie biegły w metodologii oraz naturze socjologii jako takiej. Naturze, której przez długi czas chciano zaprzeczyć, by przestała być zajęciem dla pięknoduchów, o których pisze Czarnowski. Wykresy są metodą obrazowania zebranych danych, chociażby statystycznych. Z testem mam w ogóle pewien problem. Zapomina też, że w socjologii istnieje jeszcze wyobraźnia i refleksja socjologiczna. Wiele wywodów o modzie, mediach, rolach społecznych, spektaklach czy pamięci zbiorowej nie jest popartych żadnymi badaniami. Stanowi jedynie teoretyczną ramę, na której misternie tka się społeczne wzory, zmieniające się jak w kalejdoskopie. Od tkactwa, do optyki. Taka natura nauk społecznych. Naturze ich jednak bliżej do filozofii. Owa socjologiczność w fotografii, to próba pokazania niewidzialnego, wyszukania tego, na co nikt nie zwraca uwagi, nie dostrzega oraz interpretacja zaobserwowanego zjawiska w formie fotograficznej ekspresji. Gdy zdjęcie „Migrant Mother” Dorothea Lange stało się ikoną, Gordon Parks sfotografował Ellaę Watson, która sprzątała w budynku Farm Security Administration. Przypomnę, że segregacja rasowa została oficjalnie zniesiona dopiero w 1965. fot. Gordon Parks / American Gothic / zdjęcie nawiązuje do obrazu „American Gothic” Granta Wooda To co napisałem przyznaje także autor wywodu, na ostatnich stronach. Trzeba zatem stwierdzić, że póki co nie napisałem nic przeciwko tezom Ligockiego. Po przeanalizowaniu różnorakich form fotografii społecznej, stwierdza, że potrafi ona penetrować obszary będące w zainteresowaniu socjologii. W jego ujęciu, penetracja ta, przybiera postać aktywnego uczestnictwa, nie ma nic wspólnego z badaniem socjologicznym. Przykro mi panie Ligocki, ale obserwacja uczestnicząca, stanowi jedną z podstawowych form prowadzenia badań. Badacz staje się wówczas częścią badanej społeczności, zżywa się z nią, staje się jej częścią. Dorothea Lange nie interesowały dalsze losy kobiety, której nazwiska nawet nie znała. Gordon Parks wszedł w świat Harlemu, podróżował z Malcolem X. Nie ważne są tutaj opinie na temat tej postaci a sposób pracy Parksa. Forma ta, praktykowana była już w chwili narodzin pana Ligockiego. Zatem w tym kontekście nie jest to argument przemawiający za nieistnieniem fotografii socjologicznej. Fotografia społeczna, jest według samego Ligockiego lepszą formą nazewnictwa, choć nie uważa kwestii terminologicznej za istotną. Tymczasem to właśnie kwestia terminologiczna jest szalenie istotna. Fotografia jest przeważnie formą wypowiedzi, podobną do felietonu lub innych form publicystycznych. Na potrzeby wszelkich wywodów obecnie rozróżnia się reportaż socjologiczny oraz socjologię wizualną. Ów reportaż socjologiczny, czasem nazywany tak przez krytyków a nie samych fotografujących, ma wykazać głębokie zrozumienie podjętego przez fotografującego tematu oraz zaangażowanie. Fotografa nie podpiera swojego działania metodologią nauk społecznych a refleksją, wyobraźnią, zaangażowaniem. Socjolog, może skorzystać z materiału wizualnego, by nadać mu znaczenia naukowe. Jednak wielu socjologów, jak chociażby Bauman, Bourdie, snują refleksje nad społeczeństwem. Ligocki niejako się do tego zbliża, ale rozróżnienie nie pada. Socjolog może być fotografem, który sam wytwarza sobie materiał do badań, może pracować na materiałach stworzonych przez fotografów albo uczestników swych badań. Tym razem nie to jednak jest przedmiotem naszego zainteresowania. »Nauka ta nie sprowadza się bowiem do ankiet, statystyk. Socjologia jest dość specyficzną dziedziną, która nigdy do końca nie odcięła się od swych filozoficznych korzeni. Często dobra myśl jest tutaj więcej warta niż najlepsza ankieta. Socjologia to nie tylko analiza zjawisk, o których już wiemy że istnieją. To także „czynienie widocznym” « Ja, bo któż by inny? Nie wiem czego Ligocki chciał dowieść, ale mu to nie wszyło. Chyba chciał wykazać, że fotografowie aspirują do roli socjologów, nie chcąc jednak babrać się w naukowym warsztacie? Być może cel, sens tego felietonu mi umyka, bowiem jest to możliwe. Mam jednak wrażenie, że jakiś fragment legendy właśnie rozsypał mi się w dłoniach, bowiem Ligocki, dokładnie zaś omawiana książka zawsze uchodziły za ważne ogniwo łączące socjologię z fotografią. Choć może nie ma powodu się przejmować, bowiem socjologia i fotografia to siostry, które dorastały w tym samym czasie. Ostatnia kwestia to powoływanie się „Ogólnopolski przegląd fotografii socjologicznej w Bielsku – Białej” i ani raz nie padające nazwisko Andrzeja Baturo, który był komisarzem tejże inicjatywy. Czemu Ligocki, choć rzuca nazwiskami jak z rękawa, nie wspomina znamienitego bielszczanina? Jakiś konflikt między panami, o którym już się nie dowiemy? Druga sprawa, Baturo nigdy nie uprawiał i nie wierzył w „fotografię socjologiczną”. Nazwali tak wystawę zdjęć reporterskich, żeby mieć więcej swobody twórczej. Sam mówił, że cenzura się ich nie czepiała ale ten prosty przymiotnik „socjologiczny” otwierał dodatkowe możliwości, z których żal było nie skorzystać. Miałem okazję rozmawiać o tym z panem Baturo. Cóż, profesor Sztompka, również nie doszedł z Andrzejem Baturo do porozumienia w tej materii. Wiem to z tego samego źródła, od niego samego. Sztompka uparł się przy swoich tezach i żadna argumentacja fotografa nie przekonała go zmiany nastawienia. Efektem było zaniechanie próby współpracy przy książce pana profesora „Socjologia wizualna”. Patronite Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” Share this:Click to share on Facebook (Opens in new window)Click to share on Twitter (Opens in new window)Click to share on Tumblr (Opens in new window)Click to share on Reddit (Opens in new window)Like this:Like Loading... Podobne Książka Kultura Literatura O fotografii Socjologia Alfred Ligockiczy istnieje fotografia socjologicznafotografiafotografia socjologicznaGordon Parksksiążka o fotografiikulturametodologia nauk społecznycho fotografiiobserwacja uczestniczącaprzemyśleniareportaż socjologicznysocjologiasocjologia i fotografiasocjologia wizualna