Normalizacja otyłości

Normalizacja otyłości

Normalizacja otyłości przeraża obrońców społecznego zdrowia bardziej niż ogólny spadek poziomu życia. Nie ważne, że ludzie pracują ponad siły, mają coraz mniej, ciągle muszą zaciskać pasa. Ważne, żeby byli na tyle wydajni by pan prezes miał na nowe Porsche. Reszta się nie liczy.

Nim oddasz się szanowny czytelniku lekturze mych wywodów, chciałbym byś rozważył pewną kwestię. Tajemnicze lobby, z mroczną agendą, której celem jest promocja nadwagi i otyłości wśród polskiego społeczeństwa. Słowa lobby ani agenda nie padają w żadnym uczonym tekście, ale pada słowo epidemia. Pada w kontekście promowania nadwagi czy otyłości. Dostrzegasz zapewne, ze rodzi się z tego najprawdziwsza teoria spiskowa. Tajemnicze ugrupowanie stara się promować chorobę. Jaki ma w tym cel? Czy to Big Pharma? Przecież tylko komuś zajmującemu się leczeniem, może zależeć na wpędzeniu rzesz konsumentów w tę że, celem późniejszej zmiany narracji i krociowych zyskach. Może chodzi o depopulację? Nie wiadomo, ale sterowana epidemia brzmi dziwnie znajomo, niczym plandemia. Ci sami publicyści zwalczają foliarskie teorie na temat pandemii koronawisrusa. Wspaniałym jest ludzki umysł, bowiem idąc tym tokiem myślenia, Ja, autor bloga Herbata i Obiektyw promuję wady wzroku. Każda reklama zakładu optycznego to promocja wad wzroku. Oprawki powinny być na tyle brzydkie, żeby zniechęcić do ich noszenia a nie zachęcić. Ażebym zapragnął zwalczyć chorobą jaką jest wada wzroku.

Otyłość

Otyłość nie jest niczym normalnym, zatem jej normalizacja jest z natury szkodliwa. Tylko co to właściwie znaczy? Zacznijmy od małej anegdoty z mojego dzieciństwa. W dzieciństwie los zwany powszechnym system edukacji związał mnie z grupą ludzi, dla których, cytując klasyka, noszenie okularów było ujmą jeszcze większą niż umiejętność czytania i pisania. Zadawanie się ze ślepym nie było dobrze widziane. Przyznacie, że brzmi to dość zabawnie. Przynajmniej w przypadku chłopców, bowiem czytanie czy noszenie okularów było dość akceptowalne w przypadku dziewcząt. Żeby nie narazić się na niechęć grupy, starałem się ukrywać własne niedowidzenie przy okazji wszystkich badań okresowych, które przeprowadzała szkolna pielęgniarka. Tak, były to czasy gdy taka instytucja jeszcze istniała i starano się uczniom jakoś pomóc. Z tym, że noszenie bryl było nienormalne. Dzieciaki z nadwagą czy otyłością nie mogły tego ukryć więc każdy o ksywie „gruby” nie miał jakoś bardzo łatwego życia. Co ciekawe było to widoczne zarówno wśród uczniów jak nauczycieli wychowania fizycznego, którzy nie specjalnie przejmowali się „słabszymi uczniami”. Nie ma chyba większego debilizmu a tym fachowym terminem trzeba takie praktyki określić, jak wystawianie uczniom ocen w ramach „testu Coopera”, którzy przygotowano dla amerykańskiej armii. Test ten stosowano do sprawdzania postępów żołnierzy. Polski uczeń miewał dwie godziny zajęć z wychowania fizycznego w tygodniu z niedouczonym głupcem, który „egzekwował postępy”. Cholera wie w czym, ale egzekwował.

Tyle anegdot.

Nawet w trakcie zajęć na macie, czyli macie i grajcie, czyli polegającego na kopaniu bez ładu i składu świńskiego pęcherza zwanego piłką nożną gruby odsyłany był na bramkę. Nie ma sensu grubego zmuszać do biegania a szerokością „budę” wypełni. Choć zajęcia z wychowania fizycznego mają nazwę implikującą zupełnie coś innego w głowach głupców zwanych nauczycielami było to jedynie egzekwowanie. Zamiast zaszczepić w młodych ludziach chęć do ruchu i rekreacji ci wpędzali ich w kompleksy. Ślepy siedział na ławce a gruby stał na czy też w budzie.

Wstydzę się

Największą blokada dla osób z nadwagą czy otyłością w podjęciu aktywności fizycznej, sportowej, oprócz czasu, dochodów, przemęczenia, stresu jest wstyd. Tak samo jak osoba niedowidząca wstydziła się nosić okulary pogarszając tym samym swój komfort życia, tak osoby otyłe pogarszają swój komfort życia wstydząca się oceny otoczenia. Oceniane zaś były jako gorsze, słabsze, niepełnowartościowe już od najmłodszych lat. Najczęściej podejmowane są wówczas próby schudnięcia domowymi sposobami, czyli głodówką, nieracjonalnym żywieniem, faszerowaniem się suplementami, które nic nie dają byle osiągnąć „ciało na siłownię”. Kultura takich przybytków obejmuje nie zwracanie uwagi na cudzą wagę, wygląd. Mały, duży, chudy, umięśniony, na początku drogi, doświadczony, nie ważne, każdy ćwiczy dla siebie. Tyle tylko, że grubas, jest dobrym obiektem do wzbudzania nienawiści.

Modelki w rozmiarze plus, kolekcje w rozmiarze plus, które dobrze wyglądają nie mają na celu promowania bycia grubym czy otyłym a zniwelowanie poczucia wstydu. Dlaczego osoba chora ma się brzydko ubierać? Ażeby zmotywować ją do schudnięcia, celem zakupienia ładniejszych, atrakcyjniejszych wizualnie ubrań? Analogicznie, można by brzydkimi oprawkami napiętnować ludzi z wadą wzroku. Oto idą chorzy. Paskudne oprawki na twarzach, jako znak choroby, trzymaj się z daleka, bo też oślepniesz. Przecież nie wiadomo jak nabawiłem się tejże wady. Jeśli powiem, że to wada wrodzona, potraktujecie mnie inaczej, niż jeśli powiem, że oglądałem za dużo telewizji w dzieciństwie. Dostanę pewną ulgę, jeśli powiem, że to kontuzja sportowa, powstała w trakcie bokserskiego sparingu. Podejrzewam jednak, że wytknięta zostanie moja głupota, ale gdybym na boks nie poszedł, dowiedziałbym się, że męskość umiera. Tak źle i tak nie dobrze. Zatem nie macie pojęcia skądże się moja wada wzroku wzięła. Gdybym nie zwrócił na to waszej uwagi, prawdopodobnie nie przyszłoby wam do głowy mnie oceniać. Właściwie gdybym kupił najbrzydsze oprawki świata, zastanawialibyście się czemu noszę coś takiego, skoro mogę nosić lepsze. Ludzie chcą czuć się dobrze, musząc nosić okulary zatem rynek odpowiedział i wytwarza potrzebne akcesoria. Dlaczego osoba otyła ma się wstydzić swojego wyglądu? Ażeby nie pokazywała się na ulicy? Zrobiła coś ze swoją aparycją, by była miła krytykom?

Normalizacja otyłości

Otyłość podobnie jak wada wzroku to pewien stan chorobowy. Choroba nie jest jednak chorobą „samą w sobie”, a jest czymś spowodowana. Grypa to nie gorączka, gorączka jest objawem, iż w organizmie dzieje się coś złego. Otyłość czy wada wzroku mają swoje powody. Z jakiejś przyczyny moje oko nie funkcjonuje poprawnie. Podobnie jest z nadwagą i otyłością. Są to objawy, które mają jakąś przyczynę. Istnieją różne warianty otyłości, których przyczyny trzeba leczyć farmakologicznie, psychologicznie, czasem faktycznie wystarczy zmiana nawyków żywieniowych i sport. Pytanie sąd osoby nie dysponująca odpowiednim kapitałem, kulturowym, ekonomicznym czy społecznym ma brać na siłownię, opiekę medyczną? Ma sobie sam poradzić, we własnym zakresie? Skoro dana osoba nie posiadała danej wiedzy, to jak ma ją posiąść sama? W najlepszym wypadku postulowane jest ograniczenie sprzedaży słodkich napojów, albo podniesienie ich ceny. Bezmyślność niektórych publicystów jest zatrważająca. Krajem, w którym aktywność sportowa jest przepisywana przez lekarza, jest chociażby Szwecja.

Czymkolwiek jednak czy to wada wzroku czy nadwaga byłyby spowodowane, zdarza się. Choroby się zdarzają. Czy jestem dla Was kosztem? Od dziecka korzystam z usług okulisty, jestem pod jego stałą opieką, rokrocznie odwiedzam gabinet mojej okulistki „na NFZ”. Czy moja wada wzroku jest „nienaturalna”? Z taką się urodziłem i chwilowo nie można jej skorygować operacyjnie. Czy to oznacza, że chcę widzieć jeszcze gorzej? Nie, ale za to mogę nosić okulary czy soczewki, które poprawiają mój komfort widzenia a tym samym komfort życia. Mimo to dla potencjalnego pracodawcy jestem problemem, bowiem muszę robić sobie częstsze przerwy w pracy, zwłaszcza pracy przy komputerze. Zatem pracodawca nie może wycisnąć ze mnie tyle co z osoby zdrowej, pełnowartościowej? Teza jest dość ciekawa, ale równocześnie dość krzywdząca, bzdurna i zwyczajnie niepoprawna. W moim przypadku zadecydowała „genetyka”, jakaś wada wrodzona. W przypadku osób z nadwagą i otyłością decyduje cała współczesna kultura oraz…biologia. Przybieranie na wadze jest procesem naturalnym. Rozróżnienie na „naturalne” i „nienaturalne” jest tutaj dość błędne, bowiem „naturalny” oznacza nie wywołany sztucznie wbrew warunkom społecznośrodowiskowym. Takim nienaturalnym procesem wykorzystania naturalnego procesu przybierania na wadze są chociażby wspomniane już milion razy domy tuczenia, bowiem uzyskanie tak dużej warstwy tkanki tłuszczowej w przypadku niedoboru kalorii jest zwyczajnie niemożliwe. Trzeba przyszłą pannę młodą związać i karmić siłą. Natomiast sam proces przybierania na wadze w przypadku spożywania nadmiaru kalorii jest całkowicie naturalny. Wadę wzroku można wywołać w sposób „sztuczny” czyli celowy, ale nie wiem dlaczego ktoś chciałby to robić.

Zatem mogę bez wstydu nosić swoje okulary i soczewki, odwiedzam okulistkę i nikt nie sugeruje, że jestem kosztem dla społeczeństwa. Właściwie muszę dużo płacić, by w pełni korzystać z jednego ze swoich zmysłów, ale pomińmy już tę kwestię. Mogę też szukać sposobów poprawy swojej sytuacji, bowiem rozwój medycyny sprawia, że wady wzroku nieoperowalne jeszcze dziesięć lat temu, dziś są zaledwie rutynowym, kosmetycznym zabiegiem. Wady dawno temu zostały znormalizowane. W niektórych grupach, które wykazują się zwykłą ludzką głupotą osoby dotknięte nimi traktowało się jak mniej wartościowe, dziwne. Skoro głupawa dzieciarnia potrafi tak reagować na szkła na oczach, to tym bardziej trzeba współczuć każdemu, kto miał poważniejsze problemy.

Otyłość została „zdenormalizowana” w ramach panującej mody na bycie fit. Próby przywrócenia osób z nadwagą do przestrzeni widzialnego czyli zmiana reżimów skopicznych, odbywa się w bólach. Niedobrze jest  by osoba otyła albo z nadwagą cieszyła się z aktywności fizycznej. Powinna na zdjęciach cierpieć boleści, pocić się obficie i wykazywać oznaki stanu przedzawałowego. Czy otyłość jest fajna? Nie jest fajna tak samo jak wada wzroku. Otyłości nie można zniwelować z dnia na dzień. Zachowanie „zdrowego stylu życia” wymaga również środków, czasu, ogólnego dobrostanu. I nie, kiedyś nie było lepiej, po greckich ulicach nie przechadzali się docięci półbogowie a pracownicy w fabrykach nie byli muskularnymi modelami niczym ze zdjęcia Lewsia Hine. Zastanawiam się też czego piszący te bzdety oczekują? Cofnięcia czasu do wieku XIX gdy pracowało się dwanaście, szesnaście godzin na dobę, przeważnie w stanie lekkiego niedożywienia żeby zwalczyć nadwagę i otyłość? Tutaj ponownie mamy rażący przykład skrajnej głupoty. Póki co nie udało się stworzyć warunków optymalnych dla człowieka. Przez stulecia większej części społeczeństwa groziło niedożywienie a obecnie przesyt, ale przesyt niskiej jakości, bowiem coraz większa ilość produktów jest wysoko przetworzona. Wiadomo, wolny rynek reguluje się sama, więc na rynku zostają tylko najlepsze produkty. Właśnie dzisiaj doskonale widać jak ten mechanizm działa.

Tożsamość jest związana a ciałem. Ostatnio modna jest walka o to, że otyłość to nie tożsamość, choc czy to się komuś podoba dowolny aktualny stan ciała jest częścią tożsamości. Częścią mojej są problemy z widzeniem. Każdego dnia zakładał na głowę oprawione w plastik dwa szkiełka, które podtrzymywane są przez mój nos i uszy. Ten kawałek plastiku jest częścią mojego wyglądu, częścią mojej tożsamości. Nie oznacza to, że pewna wada stanowi trzon mojej tożsamości ale jest jej aktualnie niezbywalną częścią. Podobnie jak fotografia nie stanowi jej trzonu, ani socjologia ani zamiłowanie do literatury. Moje „Ja” zbudowane jest najróżniejszych elementów, których jestem mniej lub bardziej świadom. Moje „Ja” zachowuje również ciągłość w czasie, czyli Ja to zawsze Ja. Zmieniło się chociażby moje ciało. Pomiędzy szesnastym rokiem życia a trzydziestym czwartym przybyło mi trzydzieści jeden kilogramów, zapuściłem brodę ale pozostałem sobą, choć mam mniej wspólnego z tamtym szesnastolatkiem. Wyparcie swojego ciała, jakie by nie było to wyparcie się fragmentu własnej tożsamości, co przeważnie nie kończy się dobrze. Okazuje się, że cała moda na bycie fit, działała przez ostatnie lata nieco dziwacznie. Efektem jest masa zaburzeń odżywiania, niezadowolenie z własnego wyglądu, kompleksy, depresja. Fat shaming dotyka też mężczyzn, bowiem facet nie mający poniżej czterech procent tkanki tłuszczowej jest według internetowej bandy przygłupów „podtatusiały” i musi coś zrobić z „daddy body”, bowiem inaczej traci męskość. Dziwnym trafem „poprawne” ilości tkanki tłuszczowej dla mężczyzn i kobiet maleją. W ten sposób nagle człowiek zwykłej, normalnej sylwetce, staje się osobą z nadwagą albo otyłą i fajnie. Oto przybyło ileś milionów chorych, którym można sprzedać jeszcze suplementów na odchudzanie. Świat medycyny to taki sam biznes jak handel narkotykami. Nie każda legalna praktyka jest dobra i nie każda nielegalna praktyka jest zła. Liczę na dużo głupawych komentarzy. Atencja musi się zgadzać.
Zmasowany atak na osoby plus size miał bardzo dziwne podłoże. Otóż jedna z pierwszych modelek plus size, Emme, urodzona jako Melissa Owens Miller, wyglądała mniej więcej tak;

Normalizacja otyłości
Jedna z pierwszych modelek PLUS SIZE, które wywołały atak wścieklizny / fot. Theo Westenberger / modelka Emme (Melissa Owens Miller)

 

Normalizacja otyłości
Typowa sylwetka lansowana w mediach w latach 90 / fot. Corinne Day / modelka Kate Moss

 

Normalizacja otyłości
Kolejny przykład typowej sylwetki z lat 90. / modelka Naomi Campbell / fot. za GETTY IMAGES

Niestety, widz przyzwyczajony do wyglądu bardzo szczupłych albo wręcz chudych modelek nie skumał, że Emme nie ma nadwagi i dał się wciągnąć w atak, choć sam nijak nie przystawał do swoich idoli. Zważywszy na statystyki chociażby z NFZ, coraz więcej osób zmaga się z nadwagą a 64% Polaków nie uprawia żadnego sportu. Statystyki ratuje się każdą możliwą aktywnością fizyczną. Trochę jak z czytelnictwem. Za czytelnika uważa się już człowieka, którzy przeczytał jedna stroną formatu A4 w ciągu roku. Percepcję zaburza dodatkowo fakt, że modelki takie jak Emme często mają około stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu. Dodatkowo zapomina się, że ilość tkanki tłuszczowej uznawana za poprawną dla mężczyzn i kobiet jest różna. U kobiet procentowa zawartość tłuszczu w ciele, może być wyższa bez żadnych konsekwencji, ale stan zdrowia ocenia kompetentny lekarz, ale Józek i Halinka z neta na oko.

Często pojawia się argumentacja, że chodzi o bardziej „naturalny”. Walka na naturalność jest chyba większości z czytelników dobrze znana. Ostatnimi laty każdy próbuje dowieść co jest a co nie jest naturalne. Naturalne znaczy oczywiście „zdrowie”, „prawdziwe”, „dobre” a nienaturalne „chore”, „złe”, „nieprawdziwe”. Tymczasem chodzi bardziej o różnorodność. Możliwość znalezienia sobie wzorca bliższego potrzebom odbiorcy. Istnieć powinny liczne wzory możliwe do naśladowania. Wiele z nich jest jednak przez media marginalizowana na rzecz jednego wzorca, choć przecież ludzie są dość różni, mają różne aspiracje.

Można też zachować komentarze dla siebie. Nigdy nie posiadamy wiedzy na temat przyczyn aktualnego stanu danej osoby. Stwierdzenie, że wystarczy mniej jeść, więcej ćwiczyć jest komentarzem co najmniej nie pożądanym. Ludzie nie za bardzo potrafią ze sobą rozmawiać, uczyć czy nauczać. Najprostszą metodą jest zawstydzanie.

Promowanie otyłości

Otóż, z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że modelki plus size nie promują otyłości i nie odpowiadają za wzrost liczby osób otyłych. Idiotyzmem jest także sam zwrot jakim jest „promowanie otyłości”. Nikt nie promuje otyłości. Można natomiast promować nienawiść wobec osób nieatrakcyjnych z punktu widzenia dominującego nurtu, co prowadzi do ich wykluczenia, chociażby z aktywności sportowej. Osoba odczytująca zdjęcie zdjęcie z osobą o trochę większym obwodzie pasa w trakcie rekreacji jako promowanie otyłości jest wizualnym analfabetą. Musi nauczyć się czytać ze zrozumieniem. Ostatecznie i tak chodzi o seksualną atrakcyjność kobiet. Freud chyba miał rację. Niektórzy mają ze sobą w tym zakresie taki problem, że atakują wszystkich na około jak stado szakali.

Modelki plus size nie są zjawiskiem całkiem nowym, bo pojawiać zaczęły się już w latach 70 XX wieku. Mimo tego, żadna nie zrobiła tak zawrotnej kariery jak superchude supermodelki z lat 80-90, w tym promujące wygląd rodem z dworca Zoo. Nienaturalnie chude modelki, które określono mianem „heroine chick”, walnie przyczyniły się do wzrostu ilości przypadków anoreksji, bulimii i innych zaburzeń odżywiania wśród młodych kobiet. Tymczasem żadna modelka plus size, nie zrobiła nigdy takiej kariery jak heroinowe chudzielce z lat 90, które były prawdziwymi idolkami. W ich cieniu ilość osób otyłych rosła sobie nie niepokojona przez nikogo. Zatem przyczyna musi być inna. O ile wygłodzona Kate Moss stanowiła swoisty model popkultury, tak dziś Anna Herrera czy Ashley Radjarame, choć nadal zagłodzone nie są wszechobecne. Ich miejsce zajęły osoby o zupełnie innych kształtach. Nagle kobiety ogarnął szał na „afrykańskie kształty” charakterystyczne dla Khoikhoi, znanych dawniej jako Hotentotoci. Modelki plus size, są natomiast konsekwencją. Nie da się utrzymywać rzeszy konsumentów w ciągłym napięciu. Mody się zmieniają, tak samo zmieniają się idole, choć żaden współczesny muzyk nie będzie cieszył się takim fanatycznym uwielbieniem jak The Beatles. Dotyczy to także modelek, celebrytów, bowiem świat stał się znacznie bardziej pofragmentowany, co nie jest niczym złym. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że daje to pewne możliwości, bowiem w narracji o wielkich gwiazdach zapomina się, że w ich cieniu niejeden talent został zmarnowany bo nie było dla niego miejsca na rynku. I to nie z powodu niechęci fanów a gatekeepeingu. Korporacje silniej kontrolowały z czym będziemy mieli kontakt a co ma nigdy nie zostać zobaczone, usłyszane, przeczytanie. Dziś wprawdzie sytuacja nie wygląda o niebo lepiej, bowiem bezduszne algorytmy i ich twórcy nadal pełnią formę strażników, ale istnieje kilka potencjalnych możliwości, które dają pewną szanse. Mniejsza jednak o to. O ile nową falę niezadowolenia z własnego ciała wywołały fit-celebrytki i celebryci, ich indywidualny wpływ jest zdecydowanie mniejszy niż we wspomnianych latach 90 tak razem dają podobny efekt. Każdy jednak potrzebuje wytchnienia. Skoro zaś ludzie tracą zainteresowanie, nie chcą dopasowywać się do wzorca to trzeba dać im wzorzec choć nie jest powiedziane, że go zaakceptują. Niewielka popularność modelek w rozmiarze plus jest tego przykładem.

Możemy się zgodzić, co do jednego. Lubimy przebywać z ludźmi takimi jak my sami. Osoba bardzo otyła będzie miała znacznie mniejszą motywację do zmiany czegoś wśród osób bardzo otyłych, ale też akceptacja ze strony mieszanej grupy nie zmusi jej do zmiany pewnych nawyków. Jest to ten słynny dysonans poznawczy. Mamy swoje poglądy i otrzymujemy przeciwstawne. Pojawia się wówczas u nas pewien niepokój który staramy się zniwelować. Najprościej odciąć się od irytującego bodźca i znaleźć sobie dowód na potwierdzenie własnych racji, zwany społecznym dowodem słuszności. Tyle tylko, że dotyczy to wszystkiego, pici, palenia, estetyki w fotografii, innego zdania na tematy polityczne. Palacze lubią przebywać z palaczami. Niemniej, palacz może być w pełni akceptowany przez otoczenie. On sobie pali latem przy piwku, reszta tylko pije piwko. Istnieje też typ osobowości, który zaatakowany zwiększy, na przykład ilość wypijanego alkoholu, bo nikt nie będzie mu mówił co ma robić.  Gdy zaatakujemy czyjeś przyzwyczajenia, poglądy, wprost to nie uzyskamy należytego efektu. W przypadku zaś takiego chamskiego ataku, ze strony jakiejś osoby postronnej, nie będącej nikim ważnym dla krytykowanego włączy się mechanizm obronny w postaci „weź się odczep”.

Modelki plus size i #bodypositive

Zrzucanie całej winy jednostki, stwierdzając że są leniwe jest właśnie takim przykładem. Przykładem niech będzie jeden z ostatnich komentarzy kolejnego „intelektualisty”, któremu sprzężenie zwrotne umożliwiło swobodne wypowiadanie się. Stwierdza on, iż trzeba to piętnować. Piętnowanie nic nie daje. Poprzez taką praktykę można uzyskać tylko zmianę kolorytu odczuć osób z otyłością na ciemniejszy przy zerowym wzroście aktywności fizycznej, która jest dla człowieka nienaturalna. Dokładnie zaś ujmując aktywność fizyczna jest naturalna, bowiem człowiek jest ruchliwym stworzeniem, ale jak każde zwierzę dąży do komfortu a nie ciągłej rywalizacji. Człowiek w czasach zbieracko-łowieckich musiał zażywać więcej ruchu. Był on niezbędny celem zabezpieczenia dobrostanu, czyli zaopatrzenia się w żywność. Pewne formy rywalizacji sportowej są widoczne wraz ze wzrostem złożoności społeczeństw i ich kultury. Sprawnościowe popisy chociażby taneczne dostrzegamy już wśród plemion pierwotnych, ale prawdziwa rywalizacja zaczyna się w społeczeństwach złożonych gdzie też pojawiają się prekursorzy zawodowych atletów. Czyli sport jako bezsensowna choć dobroczynna aktywność ludzka jest trochę bez sensu a przecież tyle się mówi o tej biologii ewolucyjnej. Przynajmniej dopóki argumentującemu jest ona na rękę.

Ciągłe stanie nad drugą osobą i powtarzanie jesteś chory, jesteś koszem dla społeczeństwa prędzej wpędzi tę osobę w depresję niż sprawi, że zamieni się Herkulesa czy Amazonkę. Niestety zabawa polega na szczuciu a nie na chęci wprowadzenia zmiany. Nie pomoże nakładanie podatków cukrowych, zakazy czy ograniczenia reklam sieci ze śmieciowym jedzeniem. Pomóc może tylko promocja zdrowej, racjonalnej kultury fizycznej, skrócenie czasu pracy, wzrost wynagrodzeń, dostęp do edukacji, zbilansowane posiłki w szkołach jako praktyczny przykład, bowiem jeśli nie ma ich w domu, to cała teoria leży i piszczy, choć niektórzy publicyści sobie w tym zakresie przeczą. Raz twierdzą, że trzeba zakazywać boi edukacja nic nie daje a nagle pod wpływem ich publikacji ludzie zrzucają sto kilogramów w jeden dzień, rzucają alkohol, wyrabiają nowe, zdrowe nawyki. Poważnie, koleś naprawdę karmi swoich fanów takimi bezdetami, żeby pokazać jak jego nienawistna publicystyka zmienia osoby transpłciowe w cispłciowe, grubych w kulturystów i leczy z nałogów. Nawet sobie lipne zrzuty ekranu robi. Mniejsza jednak o narcyzm i samouwielbienie faceta, które zarzuca wszystkim dookoła. Edukacja musi składać się z części teoretycznej i części praktycznej. Serwowanie w szkołach dobrze przygotowanych, racjonalnych posiłków może przyzwyczaić uczniów do ich spożywania. Co bowiem z wiedzy, że brokuły są zdrowie jeśli wszystkie znane smaki obejmują bigmaki? Nawet mi się zrymowało. Choć na swoją szkołę narzekam często, to budynek stworzony w czasach mrocznego PRLu był wyposażony w kuchnię. Najzwyklejszą kuchnię do zajęć praktycznych właśnie z zakresu gotowania w ramach przedmiotu jakim była technika. Tyle tylko, że nie każdy budynek może się pochwalić takim zapleczem a minister edukacji jest bardziej skupiony na umiejętności strzelania. I to chyba z broni energetycznej, ale nie dam głowy że jutro nie zaproponuje szkolenia Piechoty Kosmicznej w ramach polskiego kontyngentu międzyplanetarnego.

Tyle w przypadku dzieci, ale dorosłych przecież nie można spisać na straty. Tutaj powstaje małe błędne koło. Pracuj tyle, żeby na wszystko mieć, pracuj więcej, ale dbaj o siebie żeby więcej pracować. Zamiast inwestować w te gówniane pseudosiłownie za grube miliony – znowu kolega zarobił? – będące najdroższymi pijalniami taniego piwa w historii większości miast, można by zacząć rozwijać infrastrukturę rowerową z prawdziwego zdarzenia. Wiele osób chętnie skoczy do pracy rowerem, zwłaszcza jeśli miasta są zielone i przyjazne. Zatem należy podjąć bezwzględną walkę z betonozą. Miasta muszą stać się przyjazne pieszym i rowerzystom. Publiczne, niedrogie pływalnie też byłyby dobrym pomysłem. Niestety na to idzie kasa z podatków a na „socjalizm”, że się w Polsce patrzy. Nie mamy nawet wystarczającej liczby psychologów a co dopiero dostępu do dietetyków i to na NFZ. W Polsce rośnie też spożycie alkoholu, co jest sygnałem, że z psychiką Polaków coś się dzieje. Lenistwo jest dość łatwym kryterium oceny drugiej osoby. Ciekawe też, że nikt nie chce systemowo walczyć z rakiem, cukrzycą, alkoholowym stłuszczeniem wątroby a koniecznie z otyłością i to w taki interesujący sposób? Około 30% kobiet i 44%  mężczyzn już ma nadwagę a w 2025 roku otyłych będzie już 26% kobiet i 30% mężczyzn a przynajmniej tak sugeruje NFZ. Zatem choć trwa internetowa nagonka obwody w pasie rosną. Nikt nie stoi chorym na raka, marskość wątroby czy cokolwiek innego, że to jego wina, że trzeba z tym walczyć, że są kosztem dla zdrowej części społeczeństwa. Nawet jeśli ktoś był pijącym palaczem z całkowicie własnej, wolnej i nieprzymuszonej woli. Choć najczęściej od takiej osoby wszyscy odsuwają się w ciszy, bez komentarza. Wyzdrowieje to wróci, zemrze to będziemy przez chwilę pamiętać, ale póki co niech nie przeszkadza bo wprowadza depresyjną atmosferę. Mało też kto ma odwagę zaatakować koncerny, za wypełnianie słodyczy cukrem zamiast, jak wcześniej masą kakaową chociażby. Zamiast tego postuluje się podatki cukrowe, dzięki którym koncern Coca – Cola notuje rekordowy zyski, wzrost sprzedaży i jeszcze ogłasza podniesienie cen. Trzeba przyznać, że to jest niesamowite.

Nikt też nie podejmie żadnych działań. Czasem tylko dla poklasku minister Czarnek będzie chciał odchudzać dziewczynki ale to wszystko. Temat jest fajny, nośny, czytelnicy się zapluwają i energicznie przecierają ekrany. Za jakiś czas temat zdechnie, wróci, zdechnie. Atencja jest cenną walutą i trzeba z niej korzystać niczym z hossy na giełdzie. Rzucone w cyfrową przestrzeń komentarze nikomu nie pomagają. Pisane są dla poprawienia własnego, mizernego samopoczucia. Gdyby komukolwiek naprawdę zależało zostałby podjąłby jakieś realnie działanie. I to powinno być la Was dość wymownym komentarzem.

Czuć się dobrze

Jednym z ważnych elementów radzenia sobie z różnymi problemami jest dobre samopoczucie. Próba poprawienia samopoczucia osób z nadwagą i otyłością spotkała się z bardzo nieprzychylną reakcją. Wolno ich piętnować równocześnie nie podejmując żadnych realnych działań na rzecz poprawy ich aktualnego stanu. Drodzy czytelnicy, zasada jest bardzo prosta. Dużo łatwiej jest poddać dowolny ruch krytycznej analizie niż podjąć realne działania w danym temacie. I tyle.

Żadna teoria krytyczna nie jest zdolna do stworzenia rozwiązania problemu

Okakura Tenshin

Skoro otyłość to choroba to znaczy, że prawidłowa dieta, trening, dobre samopoczucie, które jest bardzo ważne by podejmować działania, są remedium, lekarstwem. Zatem jaki sens piętnować, wypominać, atakować? Jak na razie efekt jest odwrotny do zamierzonego. Tym bardziej, że fani nauki powinni wiedzieć, że bezpośredni atak na poglądy, wygląd i postawy człowieka najczęściej zniechęca go do działania albo wywołuje działanie odwrotne. Atak na palacza sprawi, że będzie palił jeszcze więcej. Prosty, psychologiczny mechanizm obronny.

Wiele osób zbija się w swoiste grupki wsparcia gdy tego potrzebują. Dlaczego jedna z tych grup ma być stygmatyzowana? Ciałopozytywność to potrzeba poprawy samopoczucia. Dlaczego jedne choroby można leczyć z pozytywnym nastawieniem a przy otyłości trzeba się umartwić, ubiczować? Ma to podłoże religijne w postaci „nieumiarkowania w jedzeniu i piciu”, przez co można zarzucić lenistwo, słabą wolę ignorując wszystkie czynniki zewnętrzne i wewnętrzne, niezależne od chorego. Można mówić, tłumaczyć i argumentować, że chorób nie da się leczyć siłą woli, nie wystarczy „wziąć się za siebie” by problem zniknął. Inna sprawa z grzechem. Ten można przezwyciężyć siłą woli, po przez pracę nad sobą, duchowe uzdrowienie. Zatem nie ma myślenia naukowego, jest tylko religijne podlane pseudonaukowym sosem. Nauka staje się religią dwudziestego pierwszego wieku.

Dochodzi też kwestia estetyki. Człowiek w kulturze dobrobytu, powinien dążyć do jakiegoś wyidealizowanego piękna. Nakażmy też ukrycie się osobom niepełnosprawnym, na przykład na wózkach inwalidzkich bo zaburzają poczucie estetyki. Tylko problem jest ze statystyką. Raz jeszcze, nie wiem który raz w tym tekście napiszę, że ilość osób z nadwagą i otyłością rośnie. Zatem w większości przypadków chodzi tylko o wykrzyczenie potrzeby by dostarczać „ładnych ciał”. W tym momencie myślę, że masa osób ma z tym taki sam problem jak niektórzy fotografowie ze zdjęciami homoseksualnych mężczyzn. Przy fotach lesbijek można się masturbować. Zatem tak kobiety jak mężczyźni chcą po prostu zdjęć „ładnych ludzi” bo sprawia im to jakąś przyjemność. W ich otoczeniu może ich po prostu nie ma? Realizują w ten sposób jakąś fantazję o wymarzonym partnerze? Chcą czuć się dobrze patrząc na zdjęcia atrakcyjnych w ich mniemaniu ludzi?

Dzielni obrońcy, cholera wie czego, rzucili się jak wściekłe szakale do gardła modelkom i modelom plus size, ciałopozytywności i osiągnęli taki efekt, że osoby z którymi tak walczą okopały się wokół tych tytułów, które piszą to czego te potrzebują. Im silniejszy atak, tym silniejsza musi być obrona, ażeby nie została przełamana. Cóż, dość logiczne. Jakieś pozycje obronne są potrzebne. Jako wizualni analfabeci albo zwyczajnie osoby szukające każdej możliwej atencji a ta oparta na gniewie i nienawiści jest najprostsza do zagospodarowania robią bardzo dużo złego byle zaistnieć. I wszystkim przypisują narcyzm, stygmatyzując tym samym osoby nim dotknięte. Ot, próba dyskredytacji konkurencji przez łatkę „czubek”. Powiedz tak nauce. W efekcie po trosze zaczynają wykształcać się dwa obozy, dość wrogo do siebie nastawione, ale polaryzacja społeczna jest przecież zła…Wykształciła się też ciekawa grupa „krytycznych otyłych”, która chce pokazać jaka jest sceptyczna wobec ciałopozytywności, jaka to jest zła i nie dobra. Źle się czując szukają akceptacji w postali serduszek i lajków pod komentarzem. Za pół roku, rok, dwa lata napiszą dokładnie to samo.

Podtrzymuję, że wszyscy obrońcy szczupłej sylwetki nie działają z dobroci serca, chęci pomocy. Chcą jedynie zdobyć uwagę dość prymitywnej publiczności, która potrzebuje jakiegoś wroga, kogoś do nienawidzenia by poczuć się lepiej. Zadaje to kłam tej całej rywalizacji, szukaniu coraz ciekawszych wyzwań. Człowiek dąży do zaspokajania swoich potrzeb łatwo, przyjemnie. Jak prościej poczuć się lepiej będąc mało interesującą jednostką niż wylać trochę jadu na osobę uchodzącą za gorszą, bo otyłą?

Pamiętajcie, że człowiek szlachetny wymaga od siebie, prostak od innych.

Patronite

Jeśli tekst przypadł Wam do gustu i chcielibyście mi pomóc stworzyć kolejne – zajrzyjcie na mój profil na Patronite. Sztuka i socjologia bez małego wsparcia „same się nie robią” 😉
fot. w nagłówku okładka magazynu „Cosmpolitan”